rolikman rolikman
133
BLOG

T. Gabiś: Do wyboru, do koloru ... paradygmatów

rolikman rolikman Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Bardzo często stajemy przed trudnym wyborem pomiędzy teoriami, koncepcjami, wyjaśnieniami różnych fragmentów otaczającego nas świata, a że jest ich tyle i zwykle  ze sobą sprzecznych ,  przeto  mętlik w głowie to dziś w gruncie rzeczy naturalny stan naszego umysłu.  Możemy się go pozbyć po prostu porzucając próby intelektualnego poznania i uchwycenia rzeczywistości, zdając się na doświadczenie, tradycję, potoczną obserwację,  tzw. zdrowy rozsądek itd. Jeśli jednak nie rezygnujemy z refleksji nad tym „jak działa świat”,  to musimy  poszukiwać innych dróg, które  są wszak takie jakimi były  zawsze  –  musimy zgłębiać problem, pytać, czytać, dociekać, szukać,  docierać do różnych źródeł, konfrontować ze sobą przeciwstawne  opinie etc.  Na te dociekania musimy poświęcić energię umysłową i czas, którego przecież nie mamy  zbyt wiele,  a ponieważ wszystkich, interesujących nas,  kwestii i tak nie rozstrzygniemy, to dobrze byłoby dysponować jakimiś  kryteriami  selekcji, które pozwoliłyby nam nieco szybciej podjąć decyzję, odrzucić już na wstępie pewne wyjaśnienia, koncepcje, teorie nie tyle z tego powodu, że są nieprawdziwe, bo tego przecież z góry wiedzieć nie możemy, ale dlatego, że przeczuwamy, iż zabiorą nam czas, a w ostatecznym rozrachunku nie przyniosą intelektualnej satysfakcji, zamkną nas w jakimś systemie bez wyjścia. I odwrotnie, wygodnie byłoby przyjąć, że pewne wyjaśnienia, koncepcje, teorie są dlatego warte zachodu, godne tego, by poświęcić im uwagę, czas, intelektualny wysiłek, ponieważ przeczuwamy, iż będą dla nas (subiektywnie) bardziej płodne poznawczo, odświeżające intelektualnie, otwierające nowe horyzonty duchowe; że będą miały lepszy wpływ na nasze życie umysłowe, poprowadzą ku nowym, kolejnym pytaniom, tworząc jeszcze jeden, nowy „tunel realności”, pozwalający w nowym świetle ujrzeć rzeczywistość.

Musielibyśmy więc – już choćby z braku czasu na pobieżne tylko przyjrzenie się wszystkim alternatywom – najpierw dokonać wyboru pewnej, by tak rzec, „prateorii”, przyjąć pewne fundamentalne pra-założenia (presupozycje), wybrać najogólniejszą ramę interpretacyjną, konceptualną matrycę, generalny paradygmat myślenia o świecie i człowieku, przyjąć je w gruncie rzeczy a priori – można podejrzewać, że jest to wybór pewnego obrazu świata, w istocie więc wybór światopoglądowy, epistemologiczny, ontologiczny, ba, być może metafizyczny. Takimi dwoma najogólniejszymi paradygmatami myślenia o świecie są „paradygmat jedności” i „paradygmat rozproszenia”, które, rzecz prosta, nie są ostro oddzielone od siebie, wyznaczają raczej pewien kierunek myślenia, pewną intelektualną skłonność a wybór pomiędzy nimi nie ma charakteru jednoznacznego i absolutnego rozstrzygnięcia na rzecz tego a nie innego członu wyrazistej alternatywy – samo takie definitywne rozstrzygnięcie byłoby zresztą równoznaczne z opowiedzeniem się po stronie paradygmatu jedności, a przeciwko paradygmatowi rozproszenia. Niemniej jednak podział taki wydaje się istnieć i wybór – przy wszystkich zastrzeżeniach i ze świadomością jego nieostateczności – jednego z paradygmatów może okazać się pomocny w naszych wędrówkach po intelektualnych bezdrożach i manowcach.

Weźmy na przykład omawianą na łamach Nowej Debaty książkę niemieckiej autorki Cornelii Stolze Zapomnij o AlzheimerzeSkąd mamy wiedzieć, czy teoria Stolze jest lepsza od innych? Czy jest sens zagłębiać się w nią, zastanawiać nad nią, czytać, weryfikować? Może lepiej byłoby pójść wyjeżdżonym śladem jej oponenta prof. Konrada Beyreuthera?  Przysłuchując się sporowi pomiędzy nimi mamy niezły mętlik w głowie, nie wiemy, za kim mamy podążyć, za Beyreutherem, czy raczej za Stolze? Na które wyjaśnienie poświęcić czas, czyją teorię zgłębiać?

Jeśli na fundamentalnym poziomie poznawczym uznajemy paradygmat rozproszenia za lepiej opisujący rzeczywistość, bliższy naszemu odczuwaniu świata, to łatwo zauważymy, iż teoria Cornelii Stolze bardziej do niego pasuje; nie wiemy czy jest prawdziwa, czy nie, wiemy jedynie, że zgodna jest z naszym postrzeganiem świata. Jeśli natomiast u podstaw czyjegoś myślenia leży paradygmat jedności, ten zapewne uzna za słuszne tezy prof. Konrada Beyreuthera, gdyż teoria o Jednej Wielkiej Chorobie Alzheimera doskonale do niego pasuje.  Prof. Beyreuther nosi na plecach wielki worek z nalepką „Alzheimer”, Cornelia Stolze rozwiązała worek, i nagle wszystkie zjawiska, symptomy, diagnozy, przyczyny, syndromy, etc. uległy rozproszeniu rozlatując się na cztery strony świata.  Stanęliśmy w obliczu złożonego, wieloczynnikowego zjawiska, mającego wiele różnych form, wiele różnych przyczyn.  I to już nas – mających większą sympatię do modelu świata rozproszonego – do tej teorii, o której prawdziwości lub fałszywości możemy wszak przekonać się dopiero wówczas, kiedy dojdziemy do końca wszystkich argumentacji i dowodzeń, jakoś życzliwiej nastawia, zachęca do jej zgłębiania.

Inny przykład to historia powstania i funkcjonowania chińskiego Wielkiego Muru; wszyscy mogą dziś podziwiać ten mur: widzimy, że jest, stoi, ogromny, monumentalny, wzniesiony tysiąc lat temu czy może wcześniej (jego początki giną w pomroce dziejów), nienaruszony, gigantyczny jeden Wielki Mur. Jednak byli i są ludzie, którzy uważają, że Mur „odbudowano” stosunkowo niedawno, że jest to rekonstrukcja czegoś, co w tej formie nigdy nie istniało, istniały natomiast rozmaite typy umocnień, niskie wały ziemne, wieże sygnalizacyjne, wieże strażnicze, palisady z drzew i krzewów, mury obronne w strategicznych punktach, głównie na przełęczach etc.etc.

Czy kiedy konfrontujemy ze sobą dwie koncepcje, dwa wyjaśnienia, dwie teorie, dwie historie dotyczące powstania i funkcjonowania chińskiego Wielkiego Muru, bliższa nam będzie wizja gigantycznego jednego Wielkiego Muru, czy też koncepcja wielu mniejszych i niższych murów i murków, palisad, umocnień, budowanych w różnych miejscach, przebiegających w różnych kierunkach, bez jakiegoś jednolitego planu. Chaotyczność, kłączowatość małych chińskich murków, plątanina linii, zamazane kontury i niedokończone kształty – murki zaczęte i niedoprowadzone do końca, urywające się gdzieś w połowie – a naprzeciwko nich Jeden Wielki Mur? Paradygmat rozproszenia kontra paradygmat jedności, Jeden Mur kontra wielość murków – co wybieramy?

(...)

Przeczytaj cały artykuł na portalu Nowa Debata

rolikman
O mnie rolikman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości