rolikman rolikman
258
BLOG

Żydzi izraelscy niechaj żyją długo i szczęśliwie!

rolikman rolikman Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Wielkie emocje wywołał Günter Grass swoim wierszem opublikowanym w kwietniu na łamach lewicowo-liberalnej „Süddeutsche Zeitung”, a zatytułowanym „Wszystko, co musi zostać powiedziane”. Oskarżył w nim rządzących Izraelem, że chcą dokonać ataku atomowego na Iran, innymi słowy dokonać „ostatecznego rozwiązania kwestii perskiej”.  Niektórzy komentatorzy pośpiesznie wyciągnęli z tego wniosek, że utwór jest przejawem „antysemityzmu esesmana”, bo jak wiemy, w młodości Grass służył przez pewien czas w jednostce Waffen-SS. Wydaje się jednak, że raczej zachodzi tu klasyczny przypadek dotarcia lewicowca na pozycje antysyjonistyczne (antyizraelskie). Ten lewicowy antysyjonizm jest logiczną konsekwencją struktury ideologiczno-politycznej przyjętej przez lewicę. Pokazał to już dawno lewicowy aktywista z Izraela Jeff Halper, który w znanym artykule „Izrael jako przedłużenie Imperium Amerykańskiego”, skonstatował ze smutkiem, że tragizm historycznego procesu spowodował przesunięcie się Izraela jako całości na prawo, co przejawia się m.in. w strategicznym sojuszu establishmentu izraelskiego z chrześcijańską i neokonserwatywną prawicą w USA. Izrael, twierdzi Halper, odnosi korzyść ze wzmocnienia prawicy w USA i wszędzie w Europie i jest dzisiaj jednym z ważnych centrów mobilizacji na skalę globalna prawicowych sił ideologicznych i politycznych.  Dodajmy na marginesie, że traktowanie Izraela jako protektoratu Stanów Zjednoczonych nie jest niczym nadzwyczajnym, to standardowa teza np. Noama Chomsky’ego, będąca poniekąd recyklingiem poglądu starej lewicy trockistowskiej i socjalistycznej, która uważała, iż ruch syjonistyczny jest manipulowany przez brytyjskich imperialistów, potrzebujących Żydów w Palestynie, aby móc realizować swoją politykę „dziel i rządź”.

O tym, czy Izrael jest protektoratem USA można dyskutować, natomiast raczej bezdyskusyjna jest teza, że izraelska klasa rządząca, aby egzystować, potrzebuje zewnętrznego zasilania. Już dawno temu w swoim słynnym tekście „o klasowym charakterze Izraela”, ogłoszonym w „New Left Review” w 1971 r., Haim HanegbiMosze Machower i Akiva Orr pisali, że biurokracja państwowo-partyjna w Izraelu utrzymuje się z pomocy udzielanej przez Waszyngton i z darowizn amerykańskich Żydów, które można odpisywać od podatku. I nic w tej materii się nie zmieniło: Zev Golan z konserwatywno-liberalnego „Institute for Advanced Strategic and Political Studies” w Jerozolimie głosi od dawna, że „cały kraj jest na zasiłku”, pozwalającym sfinansować posady dla biurokratów, partyjnych i związkowych funkcjonariuszy, generałów i rabinów („na zasiłku” są też – co oczywiste – funkcjonariusze Autonomii Palestyńskiej). Według obliczeń Instytutu od lat jedna siódma produktu krajowego brutto Izraela pochodzi z takich czy innych datków, jest ekonomicznie katastrofalne, zapobiega reformom, powoduje inflację, marnotrawstwa i obniżenia konkurencyjności.  Warto w tym kontekście przypomnieć opinię Alvina Rabushki na temat pierwszego transferu finansowego do Izraela, mianowicie niemieckich reparacji wojennych, które – jego zdaniem – umożliwiły lewicowym syjonistom sfinansowanie wizji socjalistycznego Izraela.

Lewicowy antysyjonizm (i prawicowy prosyjonizm) jest efektem ukształtowania się zasadniczych frontów globalnej konstelacji „geoideologicznej”, która wytworzyła się w ostatnich 25 latach. To, że antysyjonizm stał się składnikiem politycznej ideologii obozu lewicy, nie wynika wcale z „antysemityzmu”, ale ma swoje źródło w obiektywnej konfiguracji ideowo-politycznej: jeśli bowiem Izrael jako całość (niezależnie od swojego charakteru „socjalistycznej Sparty”) znajduje się wewnątrz obozu światowej prawicy, stanowiąc przedłużenie Imperium Americanum, stanowiącego bastion światowego kapitalizmu, to antyimperialistyczna i autentycznie antykapitalistyczna lewica musi dziś być „antysyjonistyczna”, bo inaczej przestanie być antyimperialistyczną i antykapitalistyczną lewicą.  Tacy twardzi lewicowcy jak James Petras i Roger Garaudy czy u nas Paweł Michał BartolikZbigniew Marcin KowalewskiPrzemysław Wielgosz i Stefan Zgliczyński są więc rzeczywiście konsekwentnymi, integralnymi lewicowymi antykapitalistycznymi antyimperialistami, natomiast lewicowi prosyjoniści zdradzają lewicę, przechodząc na stronę kapitalizmu i imperializmu. Formułowany niekiedy wobec lewicowych antysyjonistów zarzut, że reprezentują oni „antyimperializm głupców” pochodzi z repertuaru imperialnej propagandy, która wrogów imperium określa rutynowo mianem „głupców”, „chorych psychicznie”, „złoczyńców” etc. Podejrzenia, że powodują nimi „antyżydowskie resentymenty” to wytwór dziecinnego podejścia do polityki; tu idzie o przemyślany i dojrzały wybór ideowo-polityczny autentycznych reprezentantów antyimperialistycznej i rzeczywiście a nie pozornie antykapitalistycznej lewicy, zgodny z logiką globalnej walki polityczno-ideologicznej.

Tę nową konstelację geoidelogiczną dawno wyczuli polscy prawicowcy, na przykład publicysta i członek redakcji kwartalnika „Stańczyka” Arkadiusz Karbowiak z Opola.  10 lat temu na łamach dwumiesięcznika „Arcana” ogłosił on artykuł „Intifada”, który uznać można za manifest polskiej prosyjonistycznej prawicy.  Izrael jawi się u niego jako wcielenie konserwatywno-narodowej Arkadii, która, według Karbowiaka, powinna „być miła sercu każdego człowieka prawicy, a nie być przedmiotem niewybrednych ataków, którym początek dał stalinowski jeszcze Związek Sowiecki”.

Po lekturze takich tekstów jak „wiersz” Grassa dojść można do przekonania, że konsekwentna obrona polityki Izraela możliwa jest dziś wyłącznie z pozycji prawicowo-konserwatywnego realizmu politycznego, nigdy z pozycji lewicowych. Tylko twarda, konserwatywno-narodowa prawica wolna od „Trzecioświatowych nostalgii”, rację stanu i bezpieczeństwo obywateli stawiająca ponad mętną ideologię praw człowieka, uznająca „prawo podboju”, niedająca się zastraszyć zarzutami „rasizmu”, „ksenofobii” etc. może być przydatna dla Izraela. Establishment izraelski wie o tym od dawna, i wie też, że światowa lewica jest już dlań stracona.

Przed kilku laty na łamach pisma „Obywatel” (na którego łamach od czasu do czasu publikowałem) pewien trockista, lewicowy syjonista i mieszczański antyfaszysta w jednej osobie z sobie tylko wiadomych powodów zaliczył mnie – nie przytaczając rzecz prosta żadnych argumentów na poparcie swojej opinii – do „prawicowych antysyjonistów”, ponieważ rzekomo „neguję prawo Izraela do istnienia”.  Zgoda, udaję tylko, że nie wiem, jakie były powody: po prostu wykonywał władczy gest kontrolera dyskursu, chcąc mnie ideologicznie i politycznie stygmatyzować i wykluczyć z publicznej debaty, co mu po latach wspaniałomyślnie wybaczam. Nie powstrzymuje mnie to jednak przed stwierdzeniem, że w warstwie merytorycznej jego zarzut był idiotyczny...

(...)

Tomasz Gabiś

Przeczytaj cały artykuł na portalu Nowa Debata

rolikman
O mnie rolikman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości