rolikman rolikman
204
BLOG

T. Gabiś: "Niemcy w kleszczach unii walutowej cz. 2"

rolikman rolikman Gospodarka Obserwuj notkę 0

 „Made in Germany” – czyli dlaczego ludzie na całym świecie tak chętnie kupują niemieckie wyroby.  

Jeden z polskich publicysta wyraził opinię, że dzięki euro „na Starym Kontynencie powstała wielomilionowa rzesza klientów konsumujących niemieckie towary i usługi”.  Jest to, rzecz jasna, kompletny nonsens; równie dobrze można by napisać, że gdyby w Polsce i Czechach, na Litwie, Węgrzech i Ukrainie wprowadzono wspólną walutę – np. talara, to nagle, ni stąd ni zowąd „powstałaby wielomilionowa rzesza klientów konsumujących polskie towary i usługi”.  Cytowany publicysta zdaje się wierzyć, że zmiana nadruku na papierze nazywanym pieniądzem w czarodziejski sposób czyni z ludzi, którzy do tej pory nie kwapili się do konsumowania niemieckich towarów i usług, konsumentów tychże towarów i usług! Prawda, jakie to proste?

Jednak nawet gdyby twierdzenie owego publicysty było prawdziwe – a nie jest – że euro ma coś wspólnego z powstaniem owej „wielomilionowej rzeszy klientów”, to i tak nie zawiera ono odpowiedzi na podstawowe pytanie, dlaczego konsumują oni akurat niemieckie towary i usługi. Istnienie klientów jest, co oczywiste, warunkiem niezbędnym każdego zakupu towarów i usług, ale niewystarczającym, gdy chodzi o zakup konkretnych towarów i usług. Wszak klienci dokonują wyboru pomiędzy różnymi wyrobami i różnymi producentami. Jeśli koniunktura gospodarcza i wzrost zamożności klientów, a więc wzrost ich siły nabywczej, skutkują zwiększeniem zakupów, to nie oznacza to przecież automatycznego zakupu właśnie wyrobów niemieckich.

Jak to możliwe, że choć udział Niemców w ludności świata wynosi 1,14%, to ich udział w światowych eksportach – 9-10%, natomiast udział Francji w ludności świata tylko nieco mniej (niecały 1%), ale jej udział w światowych eksportach – 3,8%?  Dlaczego w 2009 roku Niemcy sprzedały za granicę prawie tyle samo, co Wielka Brytania, Francja i Włochy razem wzięte? Dlaczego dla Republiki Południowej Afryki Niemcy są drugim (po Chinach) dostawcą towarów a Francja dziewiątym? Zamiast zastanawiać się nad tym, jakie są tego prawdziwe przyczyny tego stanu rzeczy, bajdurzy się o cudownym wpływie euro na sprzedaż niemieckich towarów w innych krajach. Aby raz na zawsze zakończyć te jałowe dyskusje, odsyłam do artykułu Götza Zeddiesa z Instytutu Badań Gospodarczych w Halle Der Euro als Triebfeder des deutschen Exports? (Euro jako sprężyna niemieckiego eksportu?) zamieszczonym w Discussion Papers (listopad 2001) wydawanych przez Center for European Governance and Economic Development Research Uniwersytetu Georga Augusta w Getyndze, w którym ten powielany uparcie nonsens został za pomocą niepodważalnych – logicznych i empirycznych – argumentów obalony.

Jego propagowanie (i akceptowanie!) zwalnia z konieczności poszukiwania odpowiedzi na podstawowe pytanie, dlaczegóż to mianowicie niemieckie przedsiębiorstwa znajdują tylu nabywców na swoje towary także poza granicami kraju tzn. mają większy niż przedsiębiorstwa innych krajów promień sprzedaży. Dlaczego Niemcom udaje się sprzedać swoje wyroby tak wielu wymagającym klientom na całym świecie? Dlaczego kupują oni akurat wyroby niemieckie a nie inne? Dlaczego tak je sobie upodobali? Skąd bierze się tak wielki popyt na niemieckie produkty? To są pytania, na które należałoby odpowiedzieć, zamiast pleść banialuki o cudownym wpływie euro na niemiecki eksport. A przecież odpowiedź na nie jest banalnie prosta: ponieważ sprzedający potrafią coś wartościowego i pożądanego przez innych wyprodukować.

Pisze polski publicysta: „Wysoka wydajność i znakomita jakość oferty eksportowej Niemiec okazała się nie do pobicia na rynkach południa Europy. Ale tylko dlatego, że kraje te nie mogły doprowadzić do dewaluacji swoich walut (jak to robiły w przeszłości), aby móc konkurować przynajmniej ceną”. Pierwsze zdanie jest całkowicie słuszne, rzeczywiście, wysoka wydajność i znakomita jakość oferty eksportowej Niemiec okazała się nie do pobicia na rynkach w Europie i na świecie. Natomiast drugie zdanie jest nonsensem, mającym na celu zneutralizowanie tego, co napisano w zdaniu pierwszym: „Wysoka wydajność i znakomita jakość oferty eksportowej Niemiec tylko dlatego okazała się nie do pobicia, że kraje te nie mogły doprowadzić do dewaluacji swoich walut”.  Zauważmy, że wysoka wydajność i znakomita jakość oferty eksportowej jest nie do pobicia „tylko dlatego”, że inne kraje nie mogły dewaluować swoich walut. Gdybyż tylko mogły je dewaluować, to na nic by się zdała wydajność i znakomita jakość niemieckiej oferty eksportowej! Dzięki dewaluowaniu waluty kraje południa Europy pobiłyby Niemców na rynkach! No, chyba, że sami Niemcy, aby nie dać się pobić na rynkach, też zaczęliby dewaluować własną walutę. Wtedy tamte kraje, żeby pobić Niemców, jeszcze bardziej by zdewaluowały swoją walutę. W odpowiedzi, zagrożeni pobiciem Niemcy, dewaluują swoją, na co konkurenci odpowiadają jeszcze mocniejszą dewaluacją, a wtedy Niemcy…

Opuśćmy jednak czym prędzej Absurdystan, w którym żyją nasi publicyści, i zastanówmy się, jak należałoby przeformułować jego twierdzenie, aby odpowiadało prawdzie. Otóż powinno ono brzmieć następująco: „wysoka wydajność i znakomita jakość oferty eksportowej Niemiec okazała się nie do pobicia, ponieważ inne kraje nie są tak wydajne i nie mają tak znakomitej oferty eksportowej jak Niemcy”. No, ale coś takiego polskiemu publicyście nie przejdzie przez gardło, bo musiałby przyznać, że niemieccy producenci są po prostu lepsi od producentów z innych krajów. Ponieważ nie chce tego przyznać, musi wymyślać pseudo-wyjaśnienia o dewaluacji waluty jako czynniku umożliwiającym „pobicie” innych na rynku, nie zastanawiając się nad tym, jakimi produktami, z kim, na jakich rynkach kraje dewaluujące walutę mogłyby konkurować niższą ceną eksportowanych towarów, będącą rezultatem obniżenia wartości własnej waluty. Niemniej jednak, jego opinia, że Niemcy biją konkurentów na rynkach europejskich i światowych dzięki swojej wydajności i znakomitej ofercie eksportowej, jest jak najbardziej słuszna i wymaga jedynie rozwinięcia.

 

(...)

Tomasz Gabiś

Przeczytaj cały artykuł w serwisie Nowa Debata

rolikman
O mnie rolikman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka