rolikman rolikman
231
BLOG

Enteogeny, enteogeny

rolikman rolikman Rozmaitości Obserwuj notkę 1

 Kilka miesięcy temu piosenkarka Dorota Rabczewska (pseudonim artystyczny „Doda”) stanęła przed sadem i została skazana za powiedzenie, że świętą księgę chrześcijaństwa „spisał jakiś napruty winem i palący jakieś zioła“, czym uraziła „uczucia religijne” chrześcijan. Nie muszę tu chyba specjalnie wyjaśniać, że protestuję przeciwko temu wyrokowi, ponieważ jako manarchista uważam, iż wolność obrażania grup religijnych, etnicznych, rasowych, seksualnych, politycznych, ideologicznych, płciowych i wszelkich innych, stanowi nieusuwalny składnik wolności słowa, a wszelkie formy karania sądowego za wypowiedzi, znaki, rysunki, karykatury etc. uznaję za zamordyzm. Ograniczeniu powinno podlegać jedynie – nie mogę oprzeć się pokusie ustanowienia jakiegoś wyjątku – prawo do obrażania monarchy. Karę, niezbyt wysoką, osobnikowi obrażającemu króla wymierzyć powinni urażeni i oburzeni jego postępkiem, niepanujący nad sobą z wściekłości, obywatele, wyrywając delikwentowi język, wyłupiając mu oczy lub obcinając rękę. Od sędziego zależałoby później, czy i na jaką karę skaże ich za okaleczenie bluźniercy.

Skazanie Doroty Rabczewskiej jest jednym z wielu przypadków sądowego prześladowania za „zbrodnię słów”, żeby wymienić osoby, którym w ostatnich latach próbowano zamknąć usta – Tomasz Terlikowski, Dorota Nieznalska, Kuba Wojewódzki, Jarosław Marek Rymkiewicz, Robert Frycz, Marek Raczkowski, Joanna Najfeld, Roman Graczyk, Paweł Zyzak, Michał Figurski, Rafał Ziemkiewicz, Adam Darski (pseudonim artystyczny „Nergal”), Krzysztof Wyszkowski.  Nasi rodzimi zamordyści przepełnieni nienawiścią do wolności, chcą stale rozszerzać obszar, już i tak podlegającej karze, „mowy nienawiści“. Coraz więcej jest zakazanych słów i obrazów, pojęć, epitetów, inwektyw, agresywnych impertynencji.

Ze swego rodzaju masochistyczną fascynacją możemy obserwować spektakl, tylekroć już opisywany w przeszłości, o którym tyle razy czytaliśmy w mądrych książkach: oto rewolucjoniści, opozycjoniści, dysydenci ( i ludzie młodsi z tą tradycją się identyfikujący), którzy na swoich sztandarach wypisali hasła walki o wolność, kiedy tylko zdobędą władzę, zaczynają ją znowu ograniczać.  Wydawało się nam przed wielu laty (ach, te nasze nieuleczalne złudzenia), że zapanuje w Polsce ustrój będąc odwrotnością komunistycznego zamordyzmu. Tymczasem jak świadczy o tym przypadek Dody i innych, zamordyzm wcale nie umarł, lecz jedynie się przepoczwarzył.

Odnosi się to zresztą do całego tzw. Zachodu – dopóki istniał blok komunistyczny i konkurencja systemów polityczno-ideologicznych, dopóty demokratyczno-liberalny Zachód musiał kreować swój autowizerunek w kontraście do szpetnego komunistycznego zamordyzmu, cenzury, represjonowania za poglądy, dziś już nie musi, stąd rzeczy przyjmują swój naturalny bieg, plemię zamordystów rośnie w siłę, komunizm upadł, a w „wolnym świecie” – przede wszystkim w Europie, gdzie w ostatecznym rozrachunku zwyciężyli rewolucjoniści 68 roku, z których wychodzą dziś zwyczajni zamordyści (dobry tytuł na film „Zwyczajny zamordyzm”).

Pamiętam, jak kiedyś Konstanty Gebert (pseudonim dziennikarski „Dawid Warszawski”) rozmarzył się na łamach „Gazety Wyborczej”: „chciałoby się dożyć czasów, w których nie mówienie o ludobójstwie Ormian, lecz zaprzeczanie mu byłoby przez tureckie prawo ścigane”. Gebert świętym oburzeniem pała, że tureccy zamordyści swoich rewizjonistów do paki sadzają, ale sam też by rewizjonistów chętnie za mordę chwycił, tylko, że innych, taki drobny spór w rodzinie zamordystów. Osobiście wszelkie tego typu zamordystyczne zakazy bym zniósł natychmiast, bo lubię zasadę „audiatur et altera pars”; staroświecka to zasada, mało kto ją dziś wyznaje; filozoficznie rzecz biorąc można postawić tezę: jeśli do jakiejś tezy zakazane jest postawienia kontr-tezy, to ta teza automatycznie upada, niezależnie od tego, czy jest prawdziwa czy fałszywa. Dlatego dopóki tureccy zamordyści zakazują głoszenia tezy o „ludobójstwie Ormian” dokonanym przez rząd turecki, dopóty każdy Turek automatycznie uznać powinien, że teza ta jest prawdziwa. Natomiast w krajach, w których zamordyści wprowadzili już, tak pożądany przez Geberta, zakaz kwestionowania „ludobójstwa Ormian”, teza o „ludobójstwie Ormian” dokonanym przez rząd turecki z natury rzeczy jest fałszywa.

Jakiś czas temu przeczytałem w prasie, że poseł nazwiskiem Mularczyk (członek partii wzbudzającej zapewne lekkie obrzydzenie u Konstantego Geberta), dumnie reprezentujący w sejmie 5000 durniów ze swojego okręgu wyborczego, chce wprowadzenia kolejnych zakazów i kar za wypowiedzi odnoszące się historii Polski lat 1939-1990, które on Mularczyk uznaje za nieprawomyślne. Gebert jest z „lewicy”, Mularczyk z „prawicy”, „prawica” ma swoje zakazy, „lewica” swoje, i się dogadują: my poprzemy wasze zakazy, wy poprzecie nasze zakazy. Tym sposobem zakazy się piętrzą, mnożą, plenią niczym trujące chwasty. Podają sobie rękę „lewicowy” zamordysta Gebert z „prawicowym” zamordystą Mularczykiem, więc zamordyzm kwitnie. Powiedzmy to otwarcie – ryzykując popadnięcie w patos – wszystko to stanowi jaskrawe zaprzeczenie całego wolnościowego etosu polskiej opozycji przedsierpniowej i tradycji „Solidarności”.

Przypomina mi się stary wiersz Stanisława Barańczaka „Ci, którzy jedzą grzanki, będą jeść suchary" z Dziennika porannego. Pisze w nim Barańczak, że ci, którzy jedzą grzanki, będą jeść suchary, nic się nie zmieni; ci którzy liżą klamki, będą gryźć kraty,  nic się nie zmieni. Jednak – zauważmy – dzieje się na odwrót: ci, którzy jedli suchary, kiedy już wygrali walkę o władzę, prestiż i pieniądze, jedzą sobie pyszne grzanki, dysydenci, którzy gryźli kraty, z satysfakcją przyglądają się tym, co liżą klamki w ich gabinetach. Dalej pisze Barańczak: „siądą osłonięci paradoksalnym parawanem murów, wprawdzie w wieżach strażniczych, lecz na tym stołku, który stał jeszcze wczoraj przy stole i pryczy pod ścianą celi”.  Nic się nie zmieni, jedynie to, że ci, co wczoraj siedzieli na stołku w celi, zasiądą dziś na wieżach strażniczych. Jednak zasiądą nie na twardych stołkach zabranych z więziennych cel, lecz na wygodnych, miękkich fotelach. Wypada nam tylko melancholijnie westchnąć „takie jest życie”. Tak toczy się ten nasz kochany światek.

*****

Warto wiedzieć, że Dorota Rabczewska w zwulgaryzowany, prymitywny sposób wyraziła przekonania całej rzeszy badaczy szamanizmu, misteryjnych inicjacji, wierzeń religijnych i rytuałów, obrzędów, kultów i mistycznych przeżyć, którzy uważają, iż wszystkie te zjawiska należy rozpatrywać w kontekście tzw. sakralnej etnofarmakologii. Czy skazanie Rabczewskiej oznacza, że polscy wydawcy ich książek musieliby odpowiadać przed sądem? Czy byliby prześladowani przez władze, gdyby zechcieli prowadzić w Polsce wykłady o tej problematyce.  Czy Timothy Leary gdyby żył i przybył do Polski, kraju rządzonego przez zaciekłych krytyków peerelowskiej cenzury, to stanąłby przed sądem, jeśli zacząłby głosić swoją szaloną hipotezę, że „w historii świata każda z religii została założona na bazie jakiegoś oświecającego, pełnego wizji tripu”? Czy ktoś to sobie potrafi wyobrazić: Timothy Leary oskarżony i sądzony w wolnej Polsce? Skazany przez polski sąd? Ów „polityk ekstazy”, któremu marzyła się taka wersja dramatu Szekspira, „w której Lady Makbet rozpala ognisko, świecę i kadzidło, po czym zapala jointa i razem z Makbetem wpatruje się w tańczące płomienie, widząc jak głupia jest walka o władzę, i napełniając się miłością do wszystkich rywali”?

Mój Boże, kto by się spodziewał, że mury, które miały urosnąć po zwycięstwie, urosną tak szybko ( przypomina się znana piosenka „niech się mury pną do góry”, szkoda że nie są to mury pięknych domów, ale mury więzień). Apeluję więc do Dody, żeby każdy swój koncert kończyła „Murami” biegając po scenie z „łańcuchem kołyszącym się u nóg”.

*****

W XIX i XX wieku sformułowano bardzo wiele teorii na temat genezy wierzeń religijnych oraz mitów. Od lat 70. zeszłego wieku na marginesie tych dociekań zajmujących całe regały w bibliotekach rozwijana jest tzw. enteogeniczno-mistyczna teoria mitu i religii, teoria, skupiająca się na roli roślin psychoaktywnych i szerzej substancji psychoaktywnych zawartych w korzeniach, liściach, korze, kwiatach, nasionach, żywicy i owocach wielu innych roślin, a także wytwarzanych przez gruczoły niektórych owadów i zwierząt, w wywoływaniu wizji i przeżyć mistycznych – słowo „enteogen” pochodzi od greckiego “entheos” czyli „bóg wewnątrz”. Pewne zalążki tej teorii pojawiały się już w wieku XIX. W 1900 roku angielski poeta i egiptolog-amator Gerald Massey (1828-1907) w jednym ze swoich esejów zwrócił uwagę na użycie substancji psychoaktywnych w religijnych rytuałach. W 1903 roku C.Creighton ogłosił artykuł o haszyszu w Starym Testamencie.  Za prawdziwy początek nurtu uznaje się wydaną w 1936 roku książką Święte trucizny, boskie odurzenia, francuskiego autora Phillipe de Felice. W tym samym roku polska badaczka pochodzenia żydowskiego Sula Benet z warszawskiego Instytutu Nauk Antropologicznych opublikowała artykuł na temat marihuany w Starym Testamencie. W swoich badaniach i rozważaniach nad wierzeniami religijnymi i mitami na ich enteogenezę zwracali już uwagę tacy autorzy jak William James, Robert Graves, Aldous Huxley (Drzwi percepcjiNiebo i piekło), Gottfried Benn, Henri Michaux, Karl Kerenyi, Mircea Eliade, Claude Levi-Strauss, Huston Smith, Louis Lewin.  Motyw sakramentu halucynogennych grzybów o nazwie anokhi pojawia się w powieści Philipa K. Dicka Transmigracja Timothy Archera (przeł. Lech Jęczmyk, Warszawa 1999).

W ostatnich trzydziestu kilku latach stało się to – w kontekście ogólnych badań nad oddziaływaniem środków psychoaktywnych na ludzką świadomość oraz nad światowym szamanizmem - przedmiotem coraz wnikliwszych analiz coraz większej liczby historyków, archeologów, etnologów, antropologów, etnopsychologów, etnobotaników, etnofarmakologów, neurofarmakologów, neurobiologów, neurochemików, religioznawców, mitoznawców, lingwistów, „farmakoteologów”, neuroteologów oraz rozmaitych „outsiderów”, „psychonautów”  i „eksploratorów”.  Wymieńmy najważniejszych z nich:

Huoston Smith, Robert Gordon Wasson, Weston LaBarre, Ralph Metzner, Walter Pahnke,  Andrija Puharich, John Allegro, Peter Furst, Walter Huston Clark,  Jonathan Ott,  Richard Schultes, Albert Hoffmann , Christian Rätsch, Robert Forte, Carl Ruck, Blaise Staples, Clark Heinrich, Fire Erowid, Mary Barnard, Michael Harner, Chris Bennet,  Ernest Abel, Jack Herer, Charles Tart, James Slotkin, Jeremy Narby, , Paul Devereux, James Arthur, David Spess, William Emboden, Antonio Escohotado,  Marlene Dobkin de Rios, Benny Shanon,  Rick Strassman, Daniel Merkur,  Dale Pendell, Stella Kramrisch, Nicolas Saunders, Claudia Müller-Ebeling, Henry Munn, Wolf-Dieter Storl,  Giorgio Samorini, Myron Stolaroff, Charles Grob, Stanislav Grof, Rosemarie Taylor-Perry, Michael Hoffman , Alexander Shulgin, Vera Rubin, Paula Jo Hruby, Jose Alfredo Gonzalez Celdran,  Jim De Korne, Franco Fabbro, Alex Polari de Alverga (autor znanego tekstu „Czy bogowie mogą być alkaloidami?”), Carlos Castaneda, Timothy Leary, Allan Watts, Terence McKenna, Dennis McKenna, Robert Anton Wilson, Hakim Bey (Peter Lamborn Wilson), Douglas Rushkoff,  Richard Rudgley (zob. Alchemia kultury. Od opium do kawy, przeł. Ewa Klekot, Warszawa 2002), Timothy Freke i Peter Gandy (zob. Mistycyzm a religie świata, przeł. Elżbieta Maria Skweres, Warszawa 2002), Claudine Brelet, (zob. Święta medycyna, przeł. Maria Hofman, Freda Kleczewska, Gdańsk 1995)

Z polskich autorów wymienić należy Andrzeja Wiercińskiego, Roberta Palusińskiego , Tomasza Sikorę (autor znanej książki Użycie substancji halucynogennych a religia), Dariusza Misiunę, Kamila Sipowicza, Beatę Kozak („Dlaczego czarownica lata", „Zadra' nr 3 2002; zob. hyperreal), Jerzego Tomasza Bąbela (jego teksty tutaj), Mateusza Zięboraka (zobacz tutaj) oraz autora piszącego pod pseudonimem Conradino Beb (zobacz tutaj).

Mamy do czynienia ze swego rodzaju „mistycznym hiperracjonalizmem”. Można powiedzieć, że w tych badaniach i rozważaniach Oświecenie dociera do ostatecznych granic i przekracza je, by „po drugiej stronie lustra” znaleźć przed-Oświeceniowe iluminacje (oświecenia), doznawane podczas sesji enteogenicznych.

Zwolennicy najbardziej radykalnej wersji teorii enteogeniczno-mistycznej uważają, że nadszedł czas na całkowite porzucenie dotychczasowych paradygmatów teoretycznych i na przyjęcie nowych fundamentalnych założeń, ustanowienie nowej ramy interpretacyjnej, nowego paradygmatu interpretacyjnego, który sam siebie wzmacnia. Nowa rama konceptualna przyjęta a priori pozwoli, ich zdaniem, sensowniej zinterpretować historię wierzeń religijnych i mitów. Zanim zaczniemy odwoływać się do „faktów” i do „praw”, musimy przyjąć ostateczny punkt odniesienia, który pozwoli uczynić „fakty” i „prawa” możliwymi do pojęcia.  Zarzuty, że teoria enteogeniczno-mistyczna nie ma wystarczająco wielu dowodów na swoje potwierdzenie, są według nich, niesłuszne, bowiem dowody są wtórne, dowody się znajdą, kiedy paradygmat zostanie zmieniony; paradygmat teoretyczny (światopogląd) jest ważniejszy niż dowody, dowody są zawsze dowodami tylko w ramach teorii. Idzie o stworzenie jeszcze jednego pryzmatu, poprzez który można w inny sposób spojrzeć na historię wierzeń religijnych, kultów i mitów. Całkowicie świadomie i nie-naiwnie postulują radykałowie, aby przyjąć teorię enteogeniczno-mistyczną jako uniwersalny, wszechwyjaśniający klucz służący do odczytania podstawowych elementów wszystkich wierzeń religijnych i mitów wszystkich epok. Uznają oni, że tak jak w przypadku każdego paradygmatu teoretycznego, pewne anomalie i sprzeczności nie zostaną przezeń wyjaśnione, ale nowa konceptualna rama lepiej i sensowniej niż stara pozwoli zinterpretować zjawiska religijno-kulturowe – czy tak jest rzeczywiście, nie mnie, dyletantowi, rozstrzygać.

W przypadku enteogeniczno-mistycznej teorii religii i mitu oznacza to przyjęcie założenia, że enteogeny (rośliny psychoaktywne, „visionary plants”, naturalne halucynogeny i psychodeliki) i wywołane przez nie przeżycia mistyczne (ekstazy, transy, „boskie uniesienia”, piekielne i niebiańskie „tripy”, wizje etc.) są stałym elementem kultów, rytuałów, religii i mitologii; enteogeny towarzyszą ludziom „od początku”, ich użycie w sakralnym, rytualnym, liturgicznym kontekście było czymś powszechnym, obowiązującym wszędzie, na całym świecie, we wszystkich grupach ludzkich, we wszystkich epokach, we wszystkich kulturach  od najdawniejszych czasów do wieku XVI-XVII, kiedy ich wpływ zaczyna stopniowo zanikać , pozostając, często w ukryciu, w różnych społecznościach w Azji,  Ameryce i Afryce; enteogeny nie są ani „symulacją techniki mistycznej” (Ken Wilber), ani zdegenerowaną formą osiągania „szamańskiej ekstazy” (jak błędnie sądził Eliade), ale czymś powszechnym, centralnym a nie marginalnym, są normą, a nie wyjątkiem czy dewiacją. Dodać tu należy, że enteogeniczno-mistyczna teoria wierzeń i mitów zakłada pewien ich wyabstrahowany, idealny typ, ich najczystszą i najbardziej autentyczną formę, która jak najściślej wiąże się z mistycznym doświadczeniem.

(...)

Tomasz Gabiś

Przeczytaj cały artykuł w portalu Nowa Debata

rolikman
O mnie rolikman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości